Bohaterkę naszego wywiadu mieli Państwo możliwość zobaczyć i  usłyszeć „na żywo” podczas kwietniowej Gali Biznesu stanowiącej finał Konferencji Branży Zoologicznej. Jej brawurowo wykonane utwory porwały licznie zgromadzoną publiczność i sprawiły, że ten wyjątkowy wieczór na długo pozostał w pamięci uczestników wydarzenia. Agnes Violin, czyli Agnieszka Flis, jest skrzypaczką, twórczynią niezwykle ekspresyjnych widowisk muzycznych. Swoje utwory wykonuje na własnoręcznie zaprojektowanych diamentowych skrzypcach elektrycznych. Koncertuje nie tylko w Polsce, lecz także w wielu innych krajach, takich jak USA, Kanada, Japonia czy Chiny. Łączy różne style muzyczne, od klasyki po jazz i  folk. Jej występ na Targach ANIMALS DAYS nie był przypadkowy – artystka od wielu lat interesuje się bowiem zwierzętami domowymi, a  jej szczególną pasją jest kynologia.

 

Joanna Zarzyńska, „ZooBranża”: Pani Agnieszko, od czego zaczęła się Pani pasja muzyczna?

Agnieszka Flis, AGNES VIOLIN: Moja pasja muzyczna rodziła się powoli, wraz z dojrzewaniem do muzyki. Gdy zaczynałam swoją edukację muzyczną, byłam małym dzieckiem i, powiem szczerze, niewiele to miało wspólnego z pasją. Ćwiczenie na skrzypcach postrzegałam w kategorii odrabiania zadań domowych, a – jak wiadomo – mało które dziecko to lubi. Prawdziwa miłość do muzyki zrodziła się trochę później, gdy odkryłam, że mogę grać to, co chcę, a nie tylko to, co każą mi nauczyciele. Wtedy właśnie pierwszy raz zaczęłam grać muzykę rozrywkową. Już jako dziesięciolatka improwizowałam oraz grałam ze słuchu melodie, które słyszałam w radio. Ale nie była to tylko pasja związana z grą na skrzypcach. Uwielbiałam też śpiewać i naśladować mamę wokalistkę. Znałam na pamięć wszystkie teksty jej piosenek, zarówno polskich, jak i angielskich i, powiem szczerze, w tamtym okresie marzyłam, by być wokalistką znaną z telewizji. To właśnie był ten moment, kiedy zaczęłam odkrywać w sobie pasję do muzyki, a kilka lat później do tańca. Jako osiemnastolatka tańczyłam w balecie, a na zajęcia tańca uczęszczałam w tajemnicy przed rodzicami. Pamiętam, jak urywałam się z zajęć w szkole muzycznej i gnałam na zajęcia z choreografii i tańca. Rodzice mieli sporo racji, uważając, że jeśli będę robić wiele rzeczy naraz, w żadnej z nich nie będę dobra. Lecz apogeum moich wybryków artystycznych nastąpiło, gdy pewnego dnia stanęłam w progu domu z saksofonem i oznajmiłam rodzicom, że od dziś będę saksofonistką. Rodzice prawie osiwieli z nerwów, a w morderczych dla uszu dźwiękach mojej nauki gry saksofonie wytrzymali tydzień. Saksofon wrócił do szkoły, a ja ze skruchą do skrzypiec. Lecz mój upór i tym razem zwyciężył, więc znów w tajemnicy przed rodzicami kontynuowałam naukę gry na saksofonie. Pamiętam też swoje pierwsze i jedyne w życiu wagary. Miałam piętnaście lat i opuściłam cały dzień zajęć w szkole muzycznej, a spędziłam go w małej salce, ćwicząc na skrzypcach prawie osiem godzin utwór „Kaprys” Wieniawskiego. Gdy rodzice dowiedzieli się o moim wybryku, nie uwierzyli mi, że spędziłam te wagary, ciężko pracując nad nowym utworem. Teraz wiem, że to była rodząca się pasja do dźwięków, muzyki i skrzypiec.

Joanna Zarzyńska, „ZooBranża”: Koncertuje Pani na skrzypcach własnego autorstwa. Skąd pomysł na diamentowy instrument?

Agnieszka Flis, AGNES VIOLIN: Odkąd pamiętam, wykazywałam ogromną potrzebę wyróżniania się z przysłowiowego tłumu. Jako piętnastolatka sama szyłam sobie ubrania, przerabiałam buty, torebki, tak by mieć coś, czego nie można kupić w sklepie. Ta silna potrzeba oryginalności pozostała mi do dzisiaj, a pomysł na skrzypce był po prostu kontynuacją moich pragnień posiadania instrumentu wyjątkowego, który będzie charakterystyczny tylko dla mojej osoby. Stąd mój autorski pomysł na Diamentowe Skrzypce Elektryczne. W głównej mierze koncertuję się na moich Diamentowych Skrzypcach, ale od roku mam instrument, którego również jestem jedyną posiadaczką w Polsce. To bardzo oryginalne skrzypce elektryczne, które wcześniej były w posiadaniu słynnej skrzypaczki Lindsey Stirling. Skrzypce przypominają swoim designem gitarę elektryczną i są bardzo trudnym w grze i wymagającym wiele pracy instrumentem.

Joanna Zarzyńska, „ZooBranża”: Pani praca wiąże się zapewne z wieloma wyrzeczeniami. Proszę zdradzić, ile godzin dziennie Pani trenuje?

Agnieszka Flis, AGNES VIOLIN: Cały mój dzień jest podporządkowany moim występom i pracy nad muzyką. Gdy nie jestem w trasie koncertowej, mój dzień pracy trwa nieprzerwanie piętnaście, czasem siedemnaście godzin. Mam trzy różne rodzaje skrzypiec, na których koncertuję, i na każdych muszę codziennie ćwiczyć. Dzień rozpoczynam od wprawek na skrzypcach akustycznych, później w ciągu dnia ćwiczę na dwóch pozostałych instrumentach elektrycznych. Do tego praca nad nowymi utworami, teledyskami, praca nad moimi projektami muzycznymi. W roku 2012 stworzyłam show, jakiego wcześniej w Polsce nie było. Show polegające na jednoczesnym tańcu i grze skrzypaczki wraz z grupą taneczną. Przygotowania i próby to też bardzo czasochłonne zajęcie. Mam jeszcze projekt duetowy z saksofonistką i kilka innych projektów muzycznych, które także wymagają mnóstwa pracy i zaangażowania. Oprócz tego szyję sobie sama stroje na występy. Większość moich kreacji sama zaprojektowałam i uszyłam. Przyznam, że wszystko, co dotychczas osiągnęłam zawodowo, zawdzięczam tylko i wyłącznie własnej pracowitości, samodyscyplinie i pomysłowości. Gdy zaczynałam koncertować w Polsce, niewielu ludzi wiedziało, że istnieje taki instrument jak skrzypce elektryczne. Skrzypce kojarzyły się ze smutną skrzypaczką grającą muzykę klasyczną. Musiałam przekonać do siebie słuchaczy, oswoić ich z widokiem tańczącej dziewczyny ze skrzypcami. Nie miałam żadnych koneksji, układów ani bogatych rodziców, którzy by sponsorowali mi zakup instrumentu czy drogich sukienek. Dziś jestem z tego dumna, bo wszystko powstało dzięki pracy moich rąk, dosłownie i w przenośni. Na co dzień jestem dla siebie bardzo wymagająca, dlatego mój dzień jest ściśle zaplanowany. Tak, to są wyrzeczenia, nawet spore, ale ja bardzo kocham swoją pracę i dlatego nie odczuwam tego w kategoriach wartości ujemnej. Natomiast jedną z wartości dodanej mojej pracy zawodowej jest to, że wyznaczyłam w Polsce trendy gry na skrzypcach elektrycznych, pokazałam drogę wielu skrzypaczkom, które dziś podążają moimi śladami, wzorując się na moich doświadczeniach, od utworów, które gram, przez stroje, aranżacje, style muzyczne, a kończąc na wyklejaniu skrzypiec kryształkami. Z jednej strony, to bardzo miłe, a z drugiej, trochę martwi ten brak kreatywności czy chęci wyróżnienia się i bezrefleksyjnego korzystania z gotowych wzorców, nad którymi ja pracowałam lata.

Joanna Zarzyńska, „ZooBranża”: Ma Pani w domu kilka zwierząt. Proszę nam o nich opowiedzieć.

Agnieszka Flis, AGNES VIOLIN: Moje zwierzęta, podobnie jak muzyka, to dla mnie temat rzeka. Dwa lata temu przeprowadziłam się na wieś z jednym adoptowanym kotem Filipem. Teraz, po dwóch latach, przybyły dwa koty i dwa psy, oczywiście wszystkie adoptowane. Obecnie mam pięć puchatych serc, ale czuję, że ta liczba jeszcze wzrośnie. Dla kotów miałam być domem tymczasowym, lecz zostały ze mną na stałe. Moje koty to typowe dachowce, każdy z kompletnie innym charakterem. Mój najstarszy kot, Filip, to piętnastoletni pies w kociej skórze. Kot, który na zawołanie robi „siad”, prosi łapą i nie opuszcza mnie na krok. Jest niesamowicie bystry i mądry, prawie zawsze jest przy mnie, chodzi przy nodze jak pies. W nocy śpi przytulony do mojej twarzy, a rano wychodzimy krok w krok z sypialni jak kumple. Czuję z nim niesamowitą więź. Pozostałe koty są u mnie od roku. Również piętnastoletni Karol potrafi zjednać sobie każdego człowieka. Kocha wszystkich ludzi, potrafi zmanipulować człowieka tak, że ten od razu się w nim zakochuje. Natomiast mój największy kocur, czteroletni Leon, to kot niewidzialny. Jest bardzo płochliwy i nawet gdy miauczy, to prawie bezgłośnie. Mam wrażenie, że człowiek kiedyś go skrzywdził. Gdy oswoi sobie człowieka, to rozdaje buziaczki w nos, czym rozkłada wszystkich na przysłowiowe łopatki. Co do psów, to planowałam adopcję właśnie dużych psów, tych z grupy molosów, między innymi ze względu na sprzyjające warunki mieszkaniowe, czyli las i spory teren wokół domu. Początkowo miały to być amstafy z fundacji, ale przypadkowo dowiedziałam się, że dwie suczki dog argentyński i Cane Corso szukają domu. Bardzo szybko zdecydowałam się na adopcję „dziewczynek”, i to była bardzo dobra decyzja. Przyjechały do mnie rok temu w kwietniu i przewróciły mój poukładany świat do góry nogami. Codziennie chodzimy na długie spacery, bawiąc się, tarzamy się razem w piasku, a gdy wracam do domu z przyklejoną psią sierścią do czoła, ubrudzona błotem, jestem szczęśliwa. Natomiast gdy wyjeżdżam na koncerty, mam nieocenioną pomoc sąsiadów lub rodziny, która zawsze chętnie przyjeżdża opiekować się zwierzakami jak moimi dziećmi. Tak więc śmieję się, że gdy ja jestem w trasie koncertowej, to moje wszystkie „ogony” są z babcią i dziadkiem lub wujkami zza siatki. W ogóle mieszkanie na wsi daje mi niesamowity reset i relaks. To było jedno z moich marzeń, które się spełniło.

Joanna Zarzyńska, „ZooBranża”: Dog argentyński to rasa trudna i wiele wymagająca od opiekuna. Dlaczego zdecydowała się Pani akurat na takiego psa?

Agnieszka Flis, AGNES VIOLIN: Z dogiem argentyńskim miałam już wcześniej do czynienia, ponieważ znajomi mają właśnie psy tej rasy, a o Cane Corso jedynie czytałam, ale dopiero po adopcji i bezpośredniej pracy z psami zakochałam się na zabój w tych rasach. Moje psie dziewczyny mają kompletnie różne charaktery i tak jak ich umaszczenie są swoimi całkowitymi przeciwieństwami. Gdy je zaadoptowałam, były to już prawie dorosłe psy, w wieku półtora roku i ponad dwa i pół roku. Ponieważ jestem drobnej postury, dlatego też od pierwszych dni musiałam ustanowić reguły w stadzie. Nie było łatwo, gdyż Dogo Argentino była mocno dominująca. Sporo czytałam wtedy o wychowaniu Dogo, wcielałam też w życie informacje i porady, również te bezpośrednie od hodowców. Natomiast u wycofanej i bardzo lękliwej Cane Corso trzeba było pracować nad budowaniem zaufania i pewności siebie. To był rok pracy, który zaowocował sporym sukcesem.

Joanna Zarzyńska, „ZooBranża”: Czy świat zwierząt jest Pani tak samo bliski jak świat muzyki?

Agnieszka Flis, AGNES VIOLIN: Hołduję zasadzie: „Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”, a moja wrażliwość na krzywdę zwierząt oraz potrzeby tych, które wymają naszej pomocy, nie pozwala mi przechodzić obok tego problemu obojętnie. Mimo że nie afiszuję się z tym, staram się pomagać i wspierać akcje dobroczynne pomocy dla naszych braci mniejszych. Często są to też koncerty charytatywne, z których dochód jest przeznaczony na różnego rodzaju pomoc zwierzętom.

Joanna Zarzyńska, „ZooBranża”: Jakie są Pani plany na przyszłość, zarówno te muzyczne, jak i związane z zoologią?

Agnieszka Flis, AGNES VIOLIN: Zoologia i kynologia powoli staje się moją kolejną pasją. Poznałam na swojej drodze wspaniałych ludzi związanych właśnie z kynologią. Kilka miesięcy temu miałam przyjemność zasiąść jako gość w loży sędziów na międzynarodowych zawodach psów rasowych w Niemczech i, powiem szczerze, zaczynam w skrytości marzyć, by kiedyś móc być nie tylko skrzypaczką, lecz także zasiadać już jako pełnoprawny sędzia kynologiczny w loży sędziowskiej. Niebawem planuję rozpocząć stosowną edukację i zacząć powoli spełniać swoje kolejne marzenie. Natomiast planów muzycznych mam ogrom, tak samo jak nowych pomysłów na projekty muzyczne. Bardzo ubolewam nad tym, że z braku czasu nie jestem w stanie wszystkich naraz realizować.

Joanna Zarzyńska, „ZooBranża”: Dziękuję za rozmowę.