Tekst: Joanna Zarzyńska

W połowie listopada odwiedziłam Tanzanię. Był to wyjazd służbowy, związany ze szkoleniami, jednak w moim życiu stale towarzyszą mi zwierzęta, więc i przy takiej okazji nie obyło się bez spotkań z nimi. Chciałam się z Państwem krótko podzielić wrażeniami z pobytu. W tytule felietonu pojawiły się słowa, które zapewne kojarzą się Państwu z piosenką z filmu „Król Lew”, warto wiedzieć, że zostały zapożyczone z języka suahili i oznaczają „nie martw się/bez problemów”. Często usłyszysz też w Tanzanii „karibu” – co oznacza „witaj/zapraszam”. Ludzie są bardzo życzliwi, sympatyczni i uśmiechnięci. A kobiety to prawdziwe elegantki.

Przebywałam w Tengeru, jest to rejon północno-wschodniej Tanzanii, niedaleko Arushy (czwartego co do wielkości miasta w Tanzanii), a jadąc z Tengeru do Moshi, można zobaczyć masyw Kilimandżaro. Tengeru to miejsce o specjalnym sentymentalnym znaczeniu dla Polaków, ponieważ był tam obóz polskich uchodźców wojennych, którzy zasymilowali się z miejscową ludnością. Do tej pory można odwiedzić pięknie zadbany cmentarz polskich uchodźców.

Przyroda w tym rejonie sprawia niesamowite wrażenie. Do sawannowej Afryki można dojechać, ale samo Tengeru i okolice są niesamowicie zielone, a w lesie na kampusie LITA można spotkać małpy, wiele ptaków oraz węże (podobno jadowite węże unikają ludzi). Zwrócono nam uwagę, kiedy szliśmy przez las, że kiedy w powietrzu czuć zapach wanilii, to oznacza, że w pobliżu wąż przechodzi wylinkę. Na samym kampusie nigdy nie było cicho, stale towarzyszyły nam orkiestry cykad. Jeśli mowa o towarzystwie, to w hotelowym pokoju odwiedzały nas gekony murowe 🙂

Trend humanizacji zwierząt podobno dotarł już do Tanzanii, mówiono nam, że w mieście Dar es Salam, na wybrzeżu Oceanu Indyjskiego (największe miasto w Tanzanii, do 1981 r. stolica, obecnie jest nią Dodoma), w domach utrzymywane są już zwierzęta towarzyszące. Jednak ani w Tengeru, ani w Arushy nie spotkałam się z takim zjawiskiem. Widać dużo kotów (były także przy naszym hotelu), psy pełnią funkcje stróżujące. Zwierzęta towarzyszą ludziom, ale trzymają dystans. Ani psy, ani koty, które spotkałam, nie nawiązywały bezpośredniego kontaktu. Psy były w dwóch typach, żółte/ rude, w typie pierwotnych szpiców, oraz nieco większe, z czaprakiem, w typie naszych gończych. U Masajów widziałam psy towarzyszące stadom bydła, którym przypisałabym typ charci. Cenione są i rozpoznawane owczarki niemieckie. Ja marzyłam oczywiście o spotkaniu rhodezjanów. Po początkowym zwątpieniu jakież było moje zaskoczenie, gdy z okien samochodu przejeżdżającego przez Arushę dostrzegłam grupę rhodezjanów biegających luzem za ogrodzeniem… Nie byłabym sobą, gdybym nie poszła zagaić opiekuna. Okazało się, że psy należą do niemiecko-słowackiego małżeństwa mieszkającego w Tanzanii. Pies przyjechał z nimi z Niemiec, suka zakupiona w pobliskiej Kenii.  Psy budzą respekt w okolicy, w której mieszkają. Ale miejscowi nazywają je owczarkami niemieckimi, nie kojarzą tej afrykańskiej rasy.

Tanzańczycy w codziennej diecie nie spożywają dużo mięsa ani przetworów mlecznych, więcej produktów wysokoskrobiowych, z mięsa najbardziej typowym jest drób, rzadziej konsumowana wołowina, na targu była też świeża koźlina. Można powiedzieć, że miejscowym zwierzętom łatwiej byłoby przejść na dietę wege… Udało mi się odnaleźć w Arushy jeden sklep zoologiczny, z bardzo podstawową ofertą. Zaskoczeniem było dla mnie tylko kozie mleko w proszku dla szczeniąt. Profil karm wyraźnie wskazuje na większy udział psów ras dużych w żywieniu karmami komercyjnymi. Były dostępne środki przeciwpasożytnicze (infestacje to ogromny problem tutaj). Wiem też, że prowadzone są akcje szczepień i odrobaczeń zwierząt. Alejkę „zoologiczną” odnalazłam też w popularnym supermarkecie w Arushy. Dużo kocich żwirków potwierdza zmiany w systemie utrzymania kotów. Można spotkać marki karm znane i z naszego rynku.

Z prawdziwą przyjemnością odwiedziliśmy misję zgromadzenia polskich Sióstr Elżbietanek w Tanzanii. Nie tylko miło było porozmawiać po polsku, ale siostry były też skarbnicą wiedzy o Tanzanii. A przy tym mają ogromne serce nie tylko dla chorych dorosłych i szkolnych dzieci, lecz także dla zwierząt. Oprócz psa Leona (w typie boerboela), który w nocy pilnuje obejścia, i domowej kotki Meli do grupy podopiecznych dołączył malutki czterotygodniowy szczeniak Tofik, uratowany z ulicy. Słabiutki i zarobaczony z początku, szybko nabiera sił, jest bardzo towarzyski, przez co stał się ulubieńcem wszystkich. Do tego Tofik okazał się doskonałym kandydatem na psiaka domowego, ponieważ mimo młodego wieku sam się pilnuje i załatwia swoje potrzeby tylko na podwórku! W spacerze po ogrodzie towarzyszyła nam oślica Maya, niezwykle przyjazna i domagająca się głasków i nagródek. Osiołki są wpisane w krajobraz tanzańskich bezdroży. Są tu nazywane „afrykańskimi land roverami”, ponieważ często wykorzystuje się je do transportowania rzeczy, np. baniaków z wodą. W ogrodzie Elżbietanek (w którym jest też część warzywnika oraz drzewka owocowe) doskonałe miejsce do życia znalazły też żółwie. Widziałam afrykańskie żółwie zawiasowe dwóch gatunków (kinixy) oraz żółwie lamparcie (Stigmochelys pardalis).

Jeśli Afryka, to oczywiście także safari! Udało nam się odwiedzić jeden z okolicznych parków narodowych. Tanzania bardzo dba o parki narodowe, zwalczono problem kłusownictwa, są też współprace między krajami i np. grupy zwierząt przemieszczają się między Tanzanią i Kenią. Tanzania słynie z tzw. wielkiej piątki, czyli pięciu najgroźniejszych dzikich afrykańskich gatunków (lew, słoń afrykański, bawół, nosorożec czarny i lampart). W odwiedzanym przez nas parku Tarangire można zobaczyć cztery z nich, nosorożce mają być reintrodukowane. Termin „wielka piątka” powstał, kiedy safari kojarzyło się z polowaniem, ale nadal jest używany dla podkreślenia niebezpieczeństwa związanego z tymi zwierzętami. Po parkach można poruszać się tylko z wykwalifikowanymi przewodnikami, w specjalnych samochodach. Krajobraz zmienia się na sawannowy. I zdecydowanie niesamowite wrażenie robią stada zwierząt widziane z tak bliska i w takiej liczbie. Zwierzęta wiedzą już, że samochody nie są używane do odstrzałów, więc praktycznie się ich nie boją, dostojnie ustępują z drogi. Nasz przewodnik Freddy znał wiele ciekawostek na temat miejscowych gatunków. Interesujące jest np., że nigdy nie spotkasz chudej zebry – specjalna budowa żołądka pozwala im doskonale wykorzystywać wysokowłóknisty pokarm. Zebry mają też doskonałą pamięć „drogi”, dlatego często widać je w towarzystwie bawołów, które korzystają z tej wiedzy, dając w zamian zebrom ochronę. Pasące się zwierzęta ustawiają się w taki sposób, żeby obserwować otoczenie z każdej strony. Żyrafy lubią zjadać liście akacji – drzewa wykształciły przystosowanie obronne, wysyłają sygnały zapachowe do okolicznych akacji, ostrzegające o obecności żyraf. Te zaś, wiedząc o tym mechanizmie, stają podczas jedzenia od zawietrznej. Ogromne wrażenie zrobiły na nas stada majestatycznych słoni. Są to grupy samic wraz z młodymi, samiec zawsze trzyma się gdzieś w pobliżu i w razie konieczności broni. Słonie doskonale porozumiewają się na odległość poprzez tupanie. A ich stopy mają bardzo grube poduszki tłuszczowe, żeby amortyzować ciężar ciała podczas chodzenia. Uszy słonia to ciekawa konstrukcja, a machanie nimi jest słyszalne z daleka. Słonie są bardzo uczuciowe i społeczne.

Wokół Tarangire znajduje się terytorium Masajów. Jest to plemię kontynuujące tradycyjny styl życia. Nadal widać tradycyjne chaty masajskie i chusty w ubiorach, a ziemia Masajów ma kolor czerwony. Dumą Masajów są stada bydła, każdy Masaj będzie dbał o swoje zwierzęta, nawet jeśli sam ma żyć bardzo skromnie. W drodze do parku mijaliśmy wiele stad bydła zebu i kóz pasionych przez małych Masajów. Jako ciekawostkę można wymienić fakt, że tradycyjna dieta Masajów opiera się na trzech składnikach: mleku, krwi i mięsie bydła zebu! A Masajowie są cenionymi ochroniarzami – jeśli migrują do miast, chętnie są zatrudniani, mając opinię bezkompromisowych i nieustraszonych.

Tanzania to z pewnością miejsce warte odwiedzenia!