W dobie ideologizacji żywienia zwierząt coraz częściej spotykamy się z deklaracjami „braku dodatków” w karmach złożonych. Tymczasem niektóre z nich są niezbędne dla zapewnienia odpowiednich właściwości sensorycznych w okresie przechowywania, nie mówiąc już o tym, że obniża się bezpieczeństwo stosowania takiej karmy. Warto zrozumieć, jaką rolę odgrywają w karmie gotowej przeciwutleniacze i dlaczego nie warto demonizować ich funkcji, a wręcz ją docenić.

Tekst: dr n. wet. Sybilla Berwid-Wójtowicz

Termin trwałości karm

Oczekujemy, że karma będzie miała trwałość przynajmniej 12 miesięcy na półce w sklepie. Co to oznacza? Ano to, że do końca określonego na opakowaniu terminu trwałości produkt gwarantuje skład deklarowany na opakowaniu (oraz spełnia niedeklarowane minimum pod kątem wybranych składników, określone np. w wytycznych FEDIAF). A przecież karmy powstają w wyniku różnych procesów przetwarzania, przeważnie z już wcześniej obrobionego surowca, czyli mączki mięsno-kostnej, czasem nazywanej „dehydratyzowanym mięsem i produktami pochodzenia zwierzęcego” lub wręcz „suszonym mięsem”. 

W obecnych czasach galopującego rozwoju technologicznego widzimy też wysoki stopień ideologizacji i chęci „powrotu do korzeni” w modelach stylu życia. To powoduje, że producenci opakowań swoich karm (większość z nich to marki własne, które są produkowane w kilku fabrykach na krzyż) prześcigają się w deklaracjach o naturalności i deklaracji redukcji czy wręcz rezygnacji z „niepożądanych” przez potencjalnych klientów składników. Świat jednak nie został stworzony wczoraj i tak się składa, że dość dobrze wiemy po przeszło 150 latach produkowania karm gotowych, jakie są konsekwencje redukcji czy rezygnacji z przeciwutleniaczy. Zachęcam do zapoznania się z faktami.

Aspekty technologiczne

Produkcja karm dla zwierząt od zawsze wiązała się z recyklingiem i uzupełniającym do żywienia człowieka wykorzystaniem cennych surowców pochodzenia zwierzęcego, odzyskiwanych z innych gałęzi gospodarki. W wyniku procesów wytapiania i separacji surowców z produktów pochodzenia zwierzęcego pozyskuje się materiał o wysokiej zawartości białka, wytopiony tłuszcz, które po odpowiednim oczyszczeniu można dodać do karmy dla zwierząt. W obecnych czas odzyskuje się białko nawet z pierza, a w wyniku procesu hydrolizacji (rozbijania na małe cząsteczki) staje się ono źródłem białka biodostępnym dla psa czy kota – co bez wcześniejszych procesów było dotąd niemożliwe. Aby jednak konsument mógł skorzystać z karmy, konieczne jest jej zabezpieczenie przed procesami utleniania, oksydacji czy, jak kto woli, po prostu jełczenia oksydacyjnego.

Jaka jest rola przeciwutleniaczy?

I tu pojawiają się całe na biało przeciwutleniacze. Ich dodatek już na poziomie zabezpieczania składników surowych jest konieczny, aby zapewnić bezpieczeństwo żywności. Przeważnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, że producent deklaruje na opakowaniu tylko dodatki, które on sam dodał. O tym, czy w użytych surowcach do produkcji jego karmy zastosowano inne składniki stabilizujące i przeciwutleniające, często może nie mieć pojęcia lub pomijać tę informację w swojej komunikacji marketingowej. W końcu, kiedy się projektuje tylko okładkę, niekoniecznie trzeba przeczytać książkę od deski do deski. Natomiast obecność przeciwutleniaczy jest konieczna, aby utrzymać odpowiednią jakość produktu i walory odżywczo-smakowe.

Zastosowanie przeciwutleniaczy w ochronie surowców, z których produkuje się karmę, jest powszechne i dotyczy nie tylko mączek zwierzęcych, lecz także olejów i tłuszczów (w tym stabilizacja olejów rybnych) czy nawet puree ziemniaczanego, służącego późniejszemu pozyskaniu  białka i skrobi. Warto więc mieć świadomość, że bez użycia tych dodatków karma miałaby inną wartość odżywczą, nie mówiąc o aromacie. Jednak gdy patrzymy na proces pozyskiwania surowców i ich późniejszego wykorzystania w recepturze, nasuwa się wniosek, że ilość tych dodatków będzie się kumulować w produkcie końcowym. Wręcz produkt deklarujący brak dodatku środków przeciwutleniających będzie je i tak posiadał, bo zostały one wcześniej dodane przez dostawcę surowców. Czy jest możliwe przechowywanie karmy kilka miesięcy na półce i brak przeciwutleniaczy w karmie? Raczej byśmy od razu to zauważyli po jej otwarciu…

Ocena sensoryczna karmy

Badania sprawdzające stopień jełczenia/ oksydacji karm pozwalają określić skuteczność ochrony przed procesami psucia. Może być zaskoczeniem, że w ocenie biorą udział także ludzie, zajmujący się zawodowo wąchaniem próbek. Dopiero na końcu panelu sprawdza się też reakcję finalnych konsumentów: psów i kotów. Niektóre z przeciwutleniaczy mogą mieć działanie synergistyczne w ochronie przed procesami psucia karm, co obserwujemy w połączeniu pochodnych witaminy C i E. Zależnie od swojej mocy przeciwutleniającej oraz użytej ilości dodatki te charakteryzują się różną skutecznością i czasem trwania. Ich zastosowanie w żywności i paszach jest regulowane przez odpowiednie przepisy, a pozwolenie na stosowanie przedłużane lub blokowane na poziomie regulacji prawnych, obowiązujących w całej Unii Europejskiej.

Rodzaje przeciwutleniaczy

Do konsumentów najlepiej przemawiają naturalne przeciwutleniacze, takie jak mieszanina tokoferoli czyli różnych form witaminy E, pozyskiwana poprzez ekstrakcję z olejów roślinnych w nie bogatych – jak olej słonecznikowy, kukurydziany, z kiełków pszenicy, ekstrakt z rozmarynu, często wzmocniona różnymi formami witaminy C (pochodne kwasu askorbinowego). Nie są to przeciwutleniacze tak skuteczne, jak te syntetyczne, dlatego muszą być dodawane w istotnych ilościach do karmy, często stanowiąc element listy składu (zawartość kilku % w karmie). Do tego podczas testu karm przechowywanych w odpowiednich warunkach (temperatura pokojowa 22°C), a także w nieodpowiednich (temperatura 48°C) okazywało się że powyżej pięciu miesięcy ochronę przed procesami jełczenia miały wyłącznie produkty stabilizowane syntetycznymi przeciwutleniaczami. 

Najpowszechniej stosowane skuteczne syntetyczne przeciwutleniacze, nazywane też z tego powodu sztucznymi konserwantami, to m.in. etoksychina, butylowany hydroksyanizol (BHA) i butylowany hydroksytoluen (BHT). Ponieważ są one dodawane w niewielkich ilościach już na etapie pozyskiwania surowców przygotowywanych do dalszego wykorzystywania w karmach dla zwierząt, producent nie musi, ale może dodać je w dalszym procesie własnej produkcji. Testy pokazują, że obecność syntetycznych przeciwutleniaczy gwarantowała wyższą jakość produktu – dłuższą świeżość, ochronę przed procesami utleniania i akceptowalność aromatu przez opiekuna i zwierzęta. Dotyczy to zarówno produktów suchych, jak i wilgotnych – które jak wiadomo są zamykane sterylnie, więc teoretycznie nie wymagają dodatku substancji stabilizujących. Niestety, najgorzej w testach trwałości wypadają produkty deklarujące brak dodanych przeciwutleniaczy – gdyż już po sześciu tygodniach niezależnie od sposobu ich przechowywania zapach świadczy o toczących się procesach jełczenia, potwierdzanych odpowiednimi testami laboratoryjnymi.

Czy opiekun zwierzęcia może się przyczynić do psucia karmy?

Niestety, najnowsze wywiady ankietowe z przeszło dwoma tysiącami opiekunów zwierząt pokazują, że w wyjątkowo nieodpowiedzialny sposób przechowują oni karmy czy pozostawiają w misce na czas pozwalający na rozpoczęcie procesów psucia. Dotyczy to wszystkich sposobów żywienia. Podczas gdy 67,3% opiekunów uważa dodatki konserwujące (takie jak przeciwutleniacze) za potencjalnie groźne dla zdrowia ich zwierzęcia, aż co piąty z nich (23%), gdy przechowuje karmę, wystawia ją na wysokie temperatury, podnosząc istotnie ryzyko jełczenia. Przeszło co trzeci zwierzak (35,6%) jest narażony na ryzyko spożycia zepsutego produktu, gdyż spożywa go dłużej niż cztery tygodnie (a ryzyko psucia z czasem wzrasta). Z kolei wśród osób karmiących pupili samodzielnie przygotowywanym jedzeniem aż 38,6% przechowywało olej rybny (który także wymaga silnej stabilizacji przeciwutleniaczami) w temperaturze pokojowej.

Czy oznacza to, że nie ma szans dla karm deklarujących brak przeciwutleniaczy, czy stosujących wyłącznie naturalne ich formy? Czy produkty te są skazane na krótką datę przydatności do spożycia (między sześcioma tygodniami a sześcioma miesiącami) i restrykcyjne przestrzeganie zasad przechowywania (np. w chłodni)? Każdy musi sobie na to pytanie odpowiedzieć sam. Trochę stajemy przed wyborem tego, czy będziemy przedkładać nierzetelną komunikację i dezinformację dla lifestylowego poklasku modnej etykiety. Możemy też wyjść do opiekunów z brutalną prawdą i zachęcić do podniesienia standardów przechowywania, czasem kosztem ich wygody i wyborów.

Czytaj więcej:

Morelli G., Stefanutti D., Ricci R.A. Survey among Dog and Cat Owners on Pet Food Storage and Preservation in the Households. Animals (Basel). 2021 Jan 21;11(2):273.

Gross K.L., Bollinger R., Thawnghmung P., Collings G.F. Effect of three different preservative systems on the stability of extruded dog food subjected to ambient and high temperature storage. J Nutr. 1994 Dec;124(12 Suppl):2638S–2642S. 

Bower C.K., Hietala K.A., Oliveira A.C., Wu T.H. Stabilizing oils from smoked pink salmon (Oncorhynchus gorbuscha). J Food Sci. 2009 Apr;74(3):C248–57.