PET FAMILY to niezwykły sklep zoologiczny, dobrze znany mieszkańcom warszawskiej Woli. Wyróżnia się nie tylko wspaniałą, artystycznie zaprojektowaną i wykonaną witryną, ale także wnętrzem, na miarę ekskluzywnego butiku dla zwierzaków. O pomyśle, który pozwolił stworzyć to wyjątkowe miejsce, działalności PET FAMILY oraz planach na przyszłość opowiadają jego właściciele: Pani Izabela Sincow, prywatnie hodowca kotów Maine coon z 15-letnim stażem oraz jej syn – Pan Michał Sincow, technik weterynarii.
Joanna Zarzyńska, „ZooBranża”: Jak powstał PET FAMILY i co sprawiło, że działają Państwo akurat w branży zoologicznej?
Michał Sincow, PET FAMILY: Istniejemy od 10 lipca ubiegłego roku, więc jesteśmy stosunkowo „świeżym” sklepem, niemniej jednak sama idea jego otwarcia powstała dużo wcześniej. Praktycznie od zawsze chciałem prowadzić własny biznes. Początkowo marzyłem o gabinecie weterynaryjnym – w tym celu skończyłem technikum weterynaryjne. Niestety, sprawy trochę się pokomplikowały. Po dyplomie podjąłem pracę w lecznicy połączonej ze sklepem zoologicznym. Pracowałem tam przez 4–5 lat, aż uznałem, że pora przejść na swoje. Ponieważ koty i psy towarzyszą nam od dawna, postawiliśmy z Mamą na sklep zoologiczny. Zaryzykowaliśmy i… nie żałujemy, bo zawsze lepiej jest być swoim własnym szefem.
JZ: Państwa sklep ma wyjątkowo piękną, niezwykłą witrynę. Skąd wziął się taki pomysł?
Izabela Sincow: Pomysł został zaczerpnięty od naszego znajomego artysty – Igora, który prowadzi swoją pracownię. Powiedzieliśmy mu, jak wyobrażamy sobie witrynę, on zaproponował nam kilka projektów, spośród których wybraliśmy właśnie ten. Chcieliśmy, żeby sklep prezentował się przejrzyście, elegancko i zachęcał klientów do odwiedzin. Co ciekawe, pojawił się jednak pewien „skutek uboczny”, którego nie przewidzieliśmy. Jak się okazało, początkowo część potencjalnych kupujących… bała się wejść do nas do sklepu, no „bo jak tak elegancko, to musi być drogo”. Ale jak już do nas trafili, to zaczęli się śmiać sami z siebie, bo okazało się, że są mile zaskoczeni cenami, które były normalne, a nawet niskie.
JZ: Skąd wzięła się nazwa sklepu?
MS: Nazwaliśmy sklep PET FAMILY, ponieważ prowadzi go rodzina – mama z synem, co uznaliśmy za dość wyjątkowe. Chcieliśmy też podkreślić w ten sposób, że w naszej rodzinie zwierzęta były od zawsze i dobrze znamy ich potrzeby oraz że zwierzak też może być pełnoprawnym członkiem rodziny.
JZ: Oferta PET FAMILY jest skoncentrowana głównie na psach i kotach?
MS: Tak, w naszej ofercie jest najwięcej produktów dla psa i kota, ale można znaleźć w niej także coś dla królików i gryzoni, zarówno karmy, jak i akcesoria. Mamy też co nieco dla ptaków domowych, a nawet pokarmy dla ryb akwariowych. Skupiamy się jednak na wspomnianych psach i kotach.
JZ: Czy oferują Państwo karmy dla zwierząt na wagę?
MS: Tak, mamy je w ofercie. Obecnie polecamy w tej formie sprzedaży trzy karmy dla kotów i cztery dla psów. Wiemy, że wiele osób uważa rozważanie karmy w sklepie za dość kontrowersyjne, ale w naszym przypadku był to konieczny krok w stronę klientów i ich oczekiwań. Pozwala to zagwarantować niższą cenę za kilogram produktu, więc kupujący bardzo to cenią. Przechowywanie karm w sklepie odbywa się w całkowicie bezpieczny sposób – znajdują się w szczelnych pojemnikach, w których brak jest cyrkulacji powietrza. Nie tracą więc swoich właściwości odżywczych i – co bardzo ważne – nie pachną w sklepie. Nie baliśmy się nawet wprowadzić do sprzedaży na wagę karmy półwilgotnej, zapakowanej w woreczki strunowe – nie traci ona swoich właściwości i nadal pozostaje półwilgotna.
JZ: Z jakimi markami Państwo współpracują?
MS: Jest ich wiele – wśród najważniejszych wymieniłbym firmę Skład Karmy (marki takie, jak: Fish4Dogs, Eden, Forthglade, Moonlight Dinner, Nature), Farminę, Acanę i Canagan. Najchętniej wybieramy tych partnerów, z którymi dobrze się nam współpracuje.
JZ: Czy organizują Państwo specjalne eventy dla swoich klientów?
MS: Jak najbardziej, i to sporo. Informujemy o nich regularnie na naszej stronie www i na Facebooku. Najczęściej organizujemy tzw. dzień żywieniowy we współpracy z daną firmą produkującą karmę. Regularnie pojawia się u nas firma Farmina. Jej przedstawiciel spędza wtedy w sklepie cały dzień i ma specjalne stoisko, na którym udziela porad. Można otrzymać cenne wskazówki, a także dostać próbki karmy, zważyć pupila i ocenić jego kondycję zdrowotną. To specjalnie z myślą o podobnych wydarzeniach zaprojektowaliśmy sklep w taki sposób, aby miał charakter „butikowy” i było w nim dużo wolnej przestrzeni, a każda grupa produktów miała swoją półkę. Dzięki temu nawet w czasie eventu klienci bezproblemowo się u nas mieszczą (nawet z psami) i mogą zachować bezpieczny odstęp między sobą. Podobne eventy organizujemy też z innymi firmami, takimi jak Skład Karmy.
JZ: Co sądzą Państwo o pojawiających się coraz częściej pomysłach dotyczących prawnego ograniczenia, a nawet zakazania sprzedaży zwierząt w sklepach, tak aby były dostępne tylko u hodowców?
MS: U nas w sklepie nie ma zwierząt – jak wspomniałem, jestem technikiem weterynarii i wiem, jak wygląda sprzedaż zwierząt niejako od zaplecza. Moim zdaniem, ważny jest kontakt ze zwierzęciem, więc w naszym sklepie nigdy nie zdecyduję się na ich sprzedaż. Dlatego sądzę, że przynajmniej część zwierząt (króliki, gryzonie) rzeczywiście powinna pochodzić bezpośrednio od hodowców. Ale już np. ryby akwariowe mogą być bez przeszkód sprzedawane w wyspecjalizowanych, akwarystycznych sklepach, które potrafią o nie zadbać.
JZ: Kto przychodzi do Państwa sklepu?
MS: W ogromnej większości są to po prostu opiekunowie i pasjonaci zwierząt, głównie psów i kotów. Wśród nich jest też kilku wystawców. Mamy też sporo klientów posiadających świnki i króliki. Część kupujących zamawia u nas produkty, których normalnie nie mamy w sprzedaży, a my zawsze staramy się je jak najszybciej sprowadzić. To oczywiste, że nie sposób jest mieć w sklepie cały asortyment, ale zawsze możemy jechać do hurtowi i praktycznie z dnia na dzień zrealizować zamówienie. W razie potrzeby dostarczamy nawet towar do domu, co prawda oficjalnie nie mamy takiej usługi, ale klientowi trzeba przecież pomóc. Dzisiaj mam na przykład do zaniesienia 35-litrowy worek żwirku dla kota należącego do starszej pani mieszkającej na czwartym piętrze. Przecież sama by sobie z tym nie poradziła. Zawsze trzeba być człowiekiem. Staramy się wychodzić naprzeciw potrzebom klienta w inny sposób – np. dobieramy w sklepie szelki dla ich pupili, mało tego, klient może wyjść z psem na krótki spacer, żeby przed zakupem przetestować nowe szelki.
JZ: Jak epidemia Covid-19 i związana z nią sytuacja społeczna wpłynęły na funkcjonowanie Państwa sklepu?
MS: Pracowaliśmy normalnie. Ludzie na początku bardzo się obawiali i klientów było mniej, ale szybko się to unormowało. Obecnie mamy więcej klientów niż przed pandemią. Poza tym w czasie pandemii dla opiekunów zwierząt ważna była możliwość wyjścia z domu i… zobaczenia drugiego człowieka, również u nas w sklepie.
JZ: Jakie są Państwa plany na przyszłość?
MS: Plany są duże (śmiech) – na pewno w najbliższej przyszłości chcielibyśmy otworzyć drugi punkt, ale zastanawiamy się poważnie nad połączeniem sklepu z gabinetem weterynaryjnym. Wiadomo, że pasja do weterynarii jest we mnie głęboko zaszczepiona, pracowałem wszak kilka lat w tym zawodzie. To wprawdzie trochę większe wyzwanie, również finansowe, ale dlaczego nie? Poczekamy jednak trochę, aż obecny sklep jeszcze bardziej się rozwinie, co pozwoli nam podjąć poważniejsze kroki.
JZ: Dziękuję za rozmowę.