Kot to zwierzak specyficzny pod każdym względem, również jeśli chodzi o żywienie. Ten potomek samotnych łowców odziedziczył po swoich przodkach zwyczaj spożywania wielu drobnych posiłków w ciągu dnia. W praktyce oznacza to, że – dla zapewnienia mu zawsze świeżego i smakowitego pokarmu – doskonałym rozwiązaniem jest oparcie kociej diety na jednoporcjowych karmach mokrych oferowanych w saszetkach oraz małych puszkach i tackach. To również doskonałe rozwiązanie z punktu widzenia sklepu, pozwala bowiem na regularne i znaczne wpływy do sklepowej kasy oraz…. zapewnia częste wizyty kupującego.

Atawizm behawioralny

Opisane wyżej zachowanie kotów domowych, to swego rodzaju atawizm behawioralny. Pod pojęciem atawizmu rozumiemy coś, co zostało nam po naszych odległych przodkach, choć z pozoru obecnie do niczego nie jest nam potrzebne. Przykładem atawizmu anatomicznego jest np. wyrostek robaczkowy u człowieka – do niczego się nie przydaje, a może co najwyżej narobić nam kłopotów). Co ciekawe, taki sposób żywienia (wiele drobnych posiłków w krótkich odstępach czasu) nie jest typowy dla wszystkich kotowatych. Duże drapieżniki z tej rodziny postępują dokładnie odwrotnie – przystosowane do zabijania większych ofiar potrafią najeść się niejako na zapas i przez kilka dni obywać się potem bez pożywienia (np. głodny tygrys jest w stanie pochłonąć podczas jednej uczty nawet kilkadziesiąt kilogramów mięsa). Zachowanie takie niejako jednak warunkuje nam sposób żywienia kota domowego – należy karmić go regularnie i często, ale bardzo niewielkimi porcjami. Co to znaczy niewielkimi? Otóż typową zdobyczą dzikich kotów są drobne gryzonie, więc ich żołądek przyzwyczaił się do mniej więcej takiej porcji pokarmu. W dietetyce weterynaryjnej funkcjonuje nawet termin „kaloryczności jednej myszy” który oznacza mniej więcej 25 kcal. I takie właśnie porcje karmy należy serwować domowym pupilom.

Dlaczego saszetki?

Komercyjną karmę dla kotów najprościej podzielić na suchą i mokrą. Ta ostatnia ma wiele zalet zarówno z punktu widzenia samego kota, jak i… sklepu zoologicznego. Po pierwsze, karma mokra jest traktowana przez zwierzę jako bardziej smakowita od „treściwej” karmy suchej, a przez to chętniej i dokładniej wyjadana. Warto więc polecać ją właścicielom wszystkich „kocich niejadków” oraz osobników o „szczególnie wysublimowanym” podniebieniu (więcej na ten temat już za chwilę). Po drugie, jest od niej znacznie mniej kaloryczna (nawet czterokrotnie!), stosując ją łatwiej więc utrzymać prawidłową masę ciała zwierzęcia i to bez niepotrzebnego katowania go „dietami-cud”. Jak to możliwe? Otóż jak już wspomniano, kot ma stosunkowo niewielki żołądek odziedziczony po swych przodkach. Jeśli zatem wypełni go relatywnie niskokaloryczną karmą mokrą, zamiast nawet czterokrotnie bardziej kaloryczną karmą suchą to – siłą rzeczy – przyjmie tym samym nawet cztery razy mniej energii, której nadmiar nie odłoży się w postaci tkanki tłuszczowej. Działa to tym skuteczniej, że karmy mokre nie zawierają (lub zawierają znacznie mniej) skrobi w którą obfitują karmy suche (te ostatnie zawierają nawet do 30% tego cukru – jest to niezbędne ze względów, nazwijmy to, technologicznych). Czemu to takie ważne? Otóż skrobia jest wprawdzie trawiona przez kota, ale zwierzę nie wykorzystuje jej do swoich procesów życiowych tylko bezpośrednio przekształca uzyskaną z niej energię w tkankę tłuszczową. Stosując „bezskrobiową” karmę mokrą skutecznie temu zapobiegamy. Tak więc wszystkim właścicielom zbyt „puszystych” kotów warto polecać całkowite wyeliminowanie z ich diety pokarmów suchych na rzecz znacznie „lżejszych” (i do tego chętniej zjadanych przez kota!) karm mokrych. To dobry sposób na bezstresowe odchudzenie pupila i w dodatku… bardzo korzystny dla naszego sklepu. Dlaczego? To oczywiste – karma mokra (zwłaszcza sprzedawana w małych, jednoporcjowych opakowaniach) z porównywalnej półki jakościowej jest bowiem znacznie droższa od karmy suchej, a tym samym my dobrze na tym zarobimy.

Zmianę karmy suchej na mokrą należy gorąco polecać również wszystkim posiadaczom kotek, którzy przymierzają się do wysterylizowania swoich pupilek lub właśnie dokonali tego zabiegu. Zastąpienie tego rodzaju paszy kilkukrotnie mniej kaloryczną karmą mokrą może skutecznie uchronić pozbawione narządów rozrodczych zwierzęta przed gwałtownym wzrostem masy ciała tuż po sterylizacji. Ma to uzasadnienie fizjologiczne: otóż wraz z usuniętymi jajnikami z organizmu kotki znika „wytwórnia” hormonów płciowych. W normalnych okolicznościach zahamowanie ich produkcji następuje po zapłodnieniu zwierzęcia. Tym samym organizm kotki interpretuje usunięcie jajników jako… ciążę i znacząco zwiększa łaknienie w celu zapewnienia rezerw energetycznych dla wykarmienia domniemanych płodów i przyszłej produkcji mleka. Jeśli nie zmodyfikujemy diety świeżo wysterylizowanej kotki w ciągu zaledwie kilku tygodni owej „urojonej ciąży” może zwiększyć ona masę swego ciała nawet o 40 i więcej procent, zaś ten „naddatek” niezmiernie trudno będzie potem „zgubić”. Jeśli zarekomendujemy stosowanie w tym okresie wyłącznie karm mokrych najprawdopodobniej skutecznie zapobiegniemy wystąpieniu nadwagi u zwierzęcia. Jednocześnie, jako osoba znająca się na rzeczy zyskamy szacunek w oczach jego opiekuna. Co więcej, może się zdarzyć, że kotka przyzwyczai się do smakowitych mokrych karm na tyle, iż jej ­właściciel(ka) nie będzie potem „miała serca” do powrotu do poprzedniego menu i już permanentnie będzie zaopatrywać się u nas w pyszne, ale i droższe produkty w saszetkach.

Marketingowe szaleństwo

Smaczniejsze, mniej kaloryczne i… droższe. Wiemy już zatem, czemu powinniśmy polecać karmy mokre wszystkim właścicielom kotów. Dodatkowo w sukurs idzie nam tutaj marketing. Otóż producenci tego typu pokarmów wprost prześcigają się w wynajdywaniu coraz wymyślniejszych argumentów ułatwiających nam ich skuteczną sprzedaż. Do najważniejszych należy ogromny wybór ich smaków. Jako uzasadnienie tego zjawiska większość wytwórców podaje fakt iż kot jest „bardziej wybredny” od psa i dlatego „musi” dostawać karmę o wymyślnych i zróżnicowanych smakach. Czy tak jest w istocie? No cóż, po części może i tak, ale w bardzo wielu przypadkach owa „wybredność” kota wynika z błędów żywieniowych popełnianych przez opiekunów zwierzęcia, a konkretnie z jego podkarmiania np. przy stole w czasie ludzkich posiłków. Często nie zdajemy sobie bowiem sprawy z faktycznej kaloryczności potraw z punktu widzenia kota i jego potrzeb „jednej myszy”. Wystarczy niewielki kawałek wędliny czy pieczeni, aby zaspokoić potrzeby energetyczne kociego posiłku. Nic więc dziwnego, że kiedy otwiera się pół godziny później „zwykłą” kocią saszetkę to najedzony już pupil co najwyżej liźnie jej zawartość lub chwyci ją „jednym zębem”. Właściciel, nie pamiętający jednak o niedawnym podkarmieniu pupila interpretuje to jako przejaw jego wybredności i „niskiej smakowitości” podanej karmy. Nic dziwnego zatem, że podczas następnej wizyty w sklepie będzie poszukiwać „czegoś specjalnego” co jego „wybredny” kot „na pewno” zje. A nic tak nie działa na ludzką wyobraźnię (i ślinianki) jak karma np. z krewetkami, truflami, bażantem czy strusiem. Występuje tu zjawisko podświadomej antropomorfizacji potrzeb zwierzęcia. Opiekun uważa, że coś co smakuje jemu samemu przypadnie też do gustu jego pupilowi. Producenci karm doskonale wiedzą wszak, iż marketing wyrobów dla zwierząt rządzi się własnymi, specyficznymi prawami: nabywca produktu nie jest wszak jego użytkownikiem/konsumentem (tym ostatnim jest zwierzak). Tym samym produkt musi spełniać potrzeby zwierzaka, ale… podobać się jego właścicielowi. A czy trufle lub bażant mogą się nie podobać? Mniam.

Z punktu widzenia sklepu zoologicznego owa domniemana „wybredność” kotów to doskonała wiadomość. Nikogo nie dziwi wszak, że ekskluzywna karma z drogimi składnikami jest o wiele droższa od zwykłej, opartej na kurczaku czy innym wulgarnie wręcz pospolitym składniku (pomińmy tutaj całkowicie obcy dla większości nabywców fakt, iż spójnik „z” w nazwie karmy oznacza, że występującego za nim składnika musi być minimum 4% – i właśnie tyle z reguły owych krewetek czy bażanta w niej bywa). Tym samym mamy możliwość łatwej i wygodnej sprzedaży znacznie droższych produktów, a więc skutecznego pomnażania zysków naszego sklepu.

Ekspozycja to podstawa!

Aby stosunkowo drogie karmy mokre w jednorazowych porcjach (saszetki, małe puszki, tacki) sprzedawały się jak najlepiej należy zadbać o ich optymalną ekspozycję. Ponieważ właściciele kotów stanowią zapewne znaczną część naszej klienteli warto przeznaczyć dla tych wyrobów odpowiednio dużo miejsca w najlepszej części sklepu, np. w pobliżu drzwi lub witryny sklepowej. Warto zadbać, aby nasza oferta w tym zakresie była możliwie bogata i zróżnicowana. Pamiętajmy, że wielu właścicieli kotów przychodzi do nas stosunkowo często, nawet raz w tygodniu (ot, choćby po żwirek do kuwety) i chętnie kupuje wówczas coś smacznego dla swego pupila. Jeśli zauważą na półce bardzo dużo oryginalnych smaków to jest szansa, że nabędą jednorazowo więcej niż zamierzali („na spróbowanie”), poza tym duży wybór może przyczynić się do wyrobienia pozytywnej opinii o naszym sklepie i trwałego przywiązania do niego klienta. A stały klient, zwłaszcza właściciel stosunkowo wszak kosztownego w utrzymaniu zwierzaka, jakim jest kot, to wartość trudna do przecenienia i gwarancja regularnego zasilania sklepowej kasy kolejnymi zastrzykami gotówki.