Na pytanie, w jaki sposób zabezpieczają swojego pupila przed kleszczami, wielu miłośników kotów reaguje zdziwieniem. „Ale ja mam kota, a nie psa. Przecież on nigdy nie wychodzi z domu i nie ma jak złapać kleszcza. Po co stosować jakieś tam środki?”. Nie zdają sobie sprawy, że kleszcze są dziś praktycznie wszechobecne i mogą czaić się nie tylko w przydomowym ogrodzie, lecz nawet… w naszym domu, np. przyniesione z zewnątrz na butach lub odzieży albo… na powracającym ze spaceru psie (jeśli „kociarz” jest równolegle „psiarzem” 🙂 ). Nawet stuprocentowo domowy kot może więc stać się ofiarą tych pajęczaków i przenoszonych przez nie chorób. Poza tym zagrażają mu nie tylko kleszcze, lecz także inni pasażerowie na gapę mogący zagnieździć się w jego futrze. Dlatego regularne zabezpieczanie KAŻDEGO kota przed pasożytami zewnętrznymi jest zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem.

Autor dr n. wet. Joanna Zarzyńska

Redaktor naczelna magazynu „ZooBranża”

Czy kleszcze mogą być groźne dla kota?

W mediach, nie tylko branżowych, ale nawet tych mainstreamowych wiele uwagi poświęca się zagrożeniu, które kleszcze stanowią dla psów. Tymczasem o kotach praktycznie się w tym kontekście nie wspomina. Dlaczego? To proste – koty postrzegane są jako zdecydowanie bardziej „domowe” niż psy (nie trzeba wszak wychodzić z nimi po kilka razy dziennie na spacery), więc powszechnie uważa się, że w ich przypadku problem nie istnieje. Niestety, każdy praktykujący lekarz weterynarii natychmiast wyprowadzi nas z błędu – kleszcze są bowiem równie groźne dla kota, jak i dla psa. To znaczy nie kleszcze same w sobie (bo ukąszenie tego niewielkiego, niejadowitego pajęczaka jako takie raczej niebezpieczeństwa dla zwierzaka nie stanowi – choć sporadycznie może dojść do infekcji bakteryjnych lub grzybiczych lub może pojawić się reakcja alergiczna), ale to, co podczas fazy ssania mogą „sprzedać” naszemu pupilowi, czyli rozmaite choroby.

Co kot może „złapać” od kleszcza?

Listę kocich chorób odkleszczowych otwiera babeszjoza, której sprawcą w tym przypadku najczęściej jest pierwotniak Babesia felis (u psów analogicznie B. canis). Drobnoustroje te infekują i niszczą czerwone krwinki, przez co u zwierzęcia występuje anemia. Choroba najczęściej nie rozwija się tak szybko, jak u psów (u nieleczonego psa śmierć może nastąpić nawet po kilku dniach od pojawienia się pierwszych objawów) – kot staje się ospały, leniwy, przestaje jeść, a jego sierść traci swoją miękkość i nabiera charakterystycznej szorstkości. Niestety, koty o wiele gorzej niż psy reagują na leczenie i terapia często bywa mniej skuteczna.

Kolejną często diagnozowaną kocią chorobą przenoszoną przez kleszcze jest hemoplazmoza wywoływana przez gram-ujemną hemotropową bakterię z gatunku Mycoplasma haemofelis. Chory zwierzak traci apetyt, chudnie, staje się apatyczny, niekiedy pojawia się u niego gorączka. Mogą wystąpić również rozmaite powikłania, najczęściej dotyczące pracy serca i układu krążenia. Hemoplazmozę – po zdiagnozowaniu – można wyleczyć, ale konieczna jest kilkutygodniowa, mocno obciążająca organizm kota antybiotykoterapia.

Koty, podobnie jak psy, mogą także zarazić się od kleszczy anaplazmozą wywoływaną przez bakterie z rodzaju Anaplasma. Przebieg choroby znacząco się jednak różni – u kotów najczęściej jedynym zauważalnym (wysoce niespecyficznym) objawem jest podwyższona temperatura ciała. W terapii stosuje się kurację antybiotykową.

Kolejną groźną chorobą odkleszczową kotów jest bartoneloza powodowana przez bakterie gram-ujemne z gatunków Bartonella henselae, B. clarridgeiaeB. koehlerae. Objawia się ona podwyższoną temperaturą, powiększeniem węzłów chłonnych, a w cięższych przypadkach powikłaniami w postaci zapalenia mięśnia sercowego lub wsierdzia. Mogą pojawić się również komplikacje w rozrodzie. Rozpoznawanie bartonelozy jest trudne. W leczeniu stosuje się antybiotykoterapię, nie zawsze jednak okazuje się ona skuteczna. Warto zaznaczyć, że choroba ta może zostać przeniesiona także na człowieka – zoonoza (B. henselae wywołuje tzw. chorobę kociego pazura)! Wskazuje się, że zwłaszcza kleszcze Ixodes ricinus mogą być wektorem B. henselae.

Kleszcz może „podzielić się” z kotem również pierwotniakami z gatunku Hepatozoon felis lub H. canis wywołującymi chorobę zwaną hepatozoonozą. Daje ona niespecyficzne objawy, takie jak gorączka, osłabienie i brak apetytu. Leczenie jest mocno problematyczne – najczęściej podaje się antybiotyki.

Listę odkleszczowych chorób kotów warto uzupełnić również o boreliozę – doskonale znaną także u ludzi. U zwierząt tych występuje ona (a przynajmniej bywa diagnozowana) jednak dość rzadko.

Jak wynika z powyższego, większość chorób odkleszczowych występujących u kotów daje wysoce niespecyficzne, trudne do jednoznacznego zaklasyfikowania objawy. Zapewne w dużej mierze właśnie to sprawia, że są one diagnozowane znacznie rzadziej niż u psów. Należy również podkreślić, że niektóre z nich są potencjalnie niebezpieczne także dla ludzkich członków rodziny, tak więc – w tym kontekście – skuteczne zabezpieczanie pupila przed kleszczami staje się kluczowe również dla ochrony naszego zdrowia.

Gdy znajdziemy kleszcza na kocie…

Jeśli nasz kot regularnie wychodzi z domu, to po każdej takiej wycieczce dobrze jest poświęcić chwilę na przejrzenie jego futra. Szczególnie dokładnie należy skontrolować ulubione przez kleszcze miejsca o rzadszym owłosieniu i cienkiej skórze, takie jak pachwiny, brzuch, głowę (w tym część twarzową), uszy i okolice odbytu. Niestety, jeszcze „nieopite” krwią pasożyty są bardzo małe (około 2 mm długości) i nietrudno przeoczyć je na kocie, zwłaszcza jeśli nasz pupil jest przedstawicielem którejś z ras długowłosych o bujnym i gęstym podszerstku. Bardzo często opiekun znajduje więc tego krwiopijcę na skórze zwierzaka dopiero wtedy, gdy – po kilku dniach ssania krwi – mocno się powiększy i osiągnie rozmiary zbliżone do małego ziarnka grochu. Co wtedy robić? Przede wszystkim – nie panikować. Kleszcza należy umiejętnie usunąć. Najlepiej posłużyć się do tego specjalistycznym przyrządem oferowanym w sklepach zoologicznym. Za jego pomocą chwytamy wystającą z kociej skóry część kleszcza i – uwaga! – ruchem obrotowym wykręcamy go z ciała pupila. Dlaczego to takie ważne? Otóż aparat gębowy kleszcza, zwany hypostomem, najeżony jest ostrymi ząbkami skierowanymi ku tyłowi i przypomina grot harpuna, mocno „kotwicząc” pasożyta w tkankach. Ruch obrotowy przy wykręcaniu sprawia, że ząbki te owijają się wokół hypostomu, co pozwala na bezpieczne wyciągnięcie całego (!) kleszcza ze skóry. Przy pewnej wprawie zabieg ten jest bardzo prosty, jeśli jednak nie czujemy się na siłach wykonać go samodzielnie, to zawsze można zapakować kota do transportera i udać się z nim do lekarza weterynarii lub… najbliższego salonu groomerskiego (większość groomerów to mistrzowie w usuwaniu kleszczy, bo to dla nich „chleb powszedni” ϑ). Oczywiście miejsce po ukąszeniu należy zdezynfekować. 

Przez około dwa tygodnie po usunięciu kleszcza należy bacznie obserwować pupila i reagować na wymienione wyżej niespecyficzne objawy którejś z chorób przenoszonych przez te pasożyty. Jeśli stwierdzimy pogorszenie się apetytu, utratę masy ciała, apatię i osowiałość, bezwzględnie należy udać się ze zwierzakiem do gabinetu weterynaryjnego i poinformować lekarza o naszych podejrzeniach. Wtedy, po zleceniu badań krwi (najczęściej wymazy i testy PCR), będzie on w stanie postawić właściwą diagnozę i wdrożyć leczenie.

Lepiej zapobiegać…

W przypadku kleszczy i przenoszonych przez nie chorób (jak zresztą w większości innych przypadków medycznych) doskonale sprawdza się odwieczna zasada medyków: Morbum evitare quam curare facilius est. A najlepszym sposobem zapobiegania chorobom odkleszczowym jest permanentne stosowanie u kota odpowiednio dobranych preparatów przeciwko pasożytom zewnętrznym. Permanentne, ponieważ, wbrew popularnym mitom, kleszcze pozostają obecnie aktywne praktycznie przez cały rok, a pupil może mieć z nimi „nieprzyjemność” nawet w środku zimy (tzn. pory roku przypadającej między grudniem a marcem, zwanej dawniej zimą, a obecnie niespecjalnie różniącej się warunkami atmosferycznymi od wiosny i jesieni). Do wyboru mamy różne formy preparatów dostępne w sklepach zoologicznych w postaci kropli spot-on, obroży przeciwpasożytniczych oraz sprayu lub pianki. Działają one nie tylko na kleszcze, lecz także pchły i innych nieproszonych kocich „pasażerów na gapę”.

Krople spot-on aplikujemy bezpośrednio na skórę pupila na karku i między łopatkami, a więc w miejscach, do których nie będzie on w stanie dosięgnąć językiem podczas toalety. W tym celu należy odchylić sierść i wycisnąć zawartość pipety bezpośrednio na skórę. Trwałość takiego zabezpieczenia w zależności od deklaracji producenta wynosi od 3 do 6–8 tygodni, po czym aplikację preparatu należy powtórzyć. Krople spot-on można polecać kotom o każdym rodzaju sierści (w tym długowłosym, w przypadku których będą one najskuteczniejszym rozwiązaniem), także zwierzakom mającym kontakt z małymi dziećmi, a nawet… śpiącym wraz z opiekunami w łóżku (już po 48 godzinach od podania znikają one z powierzchni kociej skóry, są więc całkowicie bezpieczne dla człowieka).


Tomasz Uhlenberg
Marketing, Beaphar Polska Sp. z o.o.
www.beaphar.com
W okresie jesienno-zimowym skutecznym zabezpieczeniem dla kota będzie użycie obroży Bea refleksyjnej zapachowej lub obroży Bea oraz kropli Fiprotec lub Vermincon.
Zarówno obroża refleksyjna, jak i obroża BEA naturalna zapachowa posiadają aromatyczną kompozycję naturalnych olejków eterycznych, które wykazują działanie łagodzące i przeciwświądowe na skórę zwierzęcia oraz nadają świeży zapach, który jest nieatrakcyjny dla pasożytów. Można użyć obroży jako wspomaganie działania kropli, a obroża refleksyjna dodatkowo chroni kota nocą dzięki odblaskowemu paskowi. Proponujemy używanie obroży BEA naturalnej lub obroży BEA naturalnej zapachowej refleksyjnej w połączeniu z kroplami OTC Fiprotec (zawierające Fipronil) lub kroplami Vermicon (zawierające Dimeticon) w celu zwiększenia skuteczności zabezpieczenia zwierzęcia przed pasożytami.

Obroże przeciwpasożytnicze najlepiej sprawdzają się w przypadku kotów krótkowłosych, muszą bowiem możliwie blisko przylegać do skóry (u długowłosych, a zwłaszcza mocno „kudłatych” pupili jest to utrudnione). Dostępne są zarówno obroże zawierające syntetyczne środki chemiczne, jak i naturalne obroże zapachowe wypełnione roślinnymi olejkami eterycznymi skutecznie odstraszającymi kleszcze. Obroża – aby działała naprawdę skutecznie – musi być dobrze dopasowana (a więc zapięta dość ciasno), dlatego w przypadku kotów wychodzących należy mieć je pod kontrolą zwłaszcza podczas wspinaczki po drzewach (aby nie zaczepiły obrożą o gałąź). Natomiast niewątpliwą zaletą obroży jest bardzo długi czas jej działania (nawet do 6–8 miesięcy) bez konieczności wymiany. 

Spraye lub pianki również lepiej sprawdzają się w przypadku zwierząt krótkowłosych. Preparat należy dozować „pod włos”, odchylając sierść i pryskając bezpośrednio na skórę. Naniesioną piankę dodatkowo rozsmarowujemy i delikatnie wmasowujemy (dłońmi w gumowych rękawiczkach). To dobre (ekonomiczne) rozwiązanie zwłaszcza dla opiekunów kilku kotów. Trzeba przypilnować, aby kot preparatu nie zlizał.

Uwaga na permetrynę!

Na zakończenie należy przestrzec, aby NIGDY nie próbować stosowania u kotów preparatów przeciwpasożytniczych dedykowanych dla psów (chyba że ich producent wyraźnie dopuszcza w informacjach podanych w instrukcji i/lub na opakowaniu taką możliwość). Wiele z nich zawiera bowiem permetrynę – wysoce skuteczny w przypadku zwalczania kleszczy insektycyd (i akarycyd) trzeciej generacji z grupy syntetycznych pyretroidów. Związek ten nie szkodzi psom, ale jest silnie toksyczny dla kotów. Wynika to z różnic w niektórych procesach metabolicznych zachodzących w organizmach tych zwierząt (przed usunięciem z organizmu permetryna musi zostać utleniona lub poddana procesowi glukuronidacji; niestety, koty mają ograniczoną możliwość do przeprowadzania tego drugiego procesu, co wiąże się z gromadzeniem w ich organizmach toksycznych metabolitów i niższą efektywnością procesu detoksykacji), a także z faktu, że kot ma o wiele większą powierzchnię ciała w stosunku do swojej masy niż większość psów. 

Z reguły już w kilka godzin po lekkomyślnym podaniu środka z permetryną (zdarza się, że „oszczędny” opiekun mający zarówno psa, jak i kota wpada np. na pomysł, aby wykorzystać u kota odcięty fragment psiej obroży przeciwpasożytniczej – „żeby się nie zmarnował”) u kota pojawiają się objawy zatrucia w postaci ślinotoku, wymiotów, drżenia mięśni, a nawet padaczki i utraty przytomności. W takiej sytuacji konieczne jest jak najszybsze usunięcie preparatu z kociej sierści (przez przemycie miejsca podania dużą ilością wody) oraz natychmiastowe udanie się z pupilem do lekarza weterynarii, który wdroży leczenie objawowe polegające na podaniu preparatów przeciwdrgawkowych, dożylnym nawodnieniu organizmu oraz zapewnieniu drożności dróg oddechowych (potrzebna może być nawet intubacja pupila). Niestety, leczenie nie zawsze okazuje się skuteczne, a nawet jeśli kot dojdzie do siebie, to może odnieść trwały uszczerbek na zdrowiu. Dlatego w trosce o bezpieczeństwo pupila należy zdecydowanie odradzać wspomnianą „oszczędność” i stosować u kotów wyłącznie sprawdzone, dedykowane dla nich preparaty.